No wściekam się, że tak znakomita artystka porzuciła muzykę na rzecz propagowania eko-rodzicielstwa.
Sam jestem ojcem i wiem, jak bardzo pochłania wychowanie dziecka... Ale na litość Boską ... Muzyka to idealna droga ucieczki przed pieluchowo-zabawkowym światem.
Po "Elektrenice", "Trans Misji" i "Magnesie" Reni narobiła mi takiego apetytu na więcej i ... zniknęła. To znaczy nie zniknęła, bo jeszcze w 2009 nagrała album "Iluzjon cz.I". Ale zupełnie nowa stylistyka tego albumu jakoś totalnie mi do Reni nie pasowała i ... nie uwierzyłem jej. Oczywiście, artysta musi się rozwijać, poszukiwać, odkrywać... Ale w moim odczuciu Reni idealnie pasuje do ambitnej muzyki klubowej - to jej bajka.
Udała jej się zabawa z r'n'b, soulem, hip-hopem, reggae - Reni to niezwykle wszechstronna i utalentowana wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów. Jest jak kameleon - każda jej płyta to zaskoczenie muzyczne i wizerunkowe. Ale wraz z premierą "Elektreniki" (2001r.) Reni objawiła nam się jako klubowa królowa.
Jestem wielkim fanem albumu "Trans Misja" (2003r.) To jeden z najlepszych polskich albumów z muzyką taneczną. Już wtedy Reni wyprzedzała konkurencję o całą epokę. Do tego jeszcze znakomite teledyski i wizerunek sceniczny ... Wszystko spójne, smaczne, stylowe, hitowe. "Ostatni raz (Nim zniknę)", "Kto pokocha?" , "It's not enough", "Trans Misja", czy w końcu genialne "Kiedyś Cię znajdę" - dla mnie to produkcje na światowym poziomie.
Wydany w 2006 roku album"Magnes" nagrany został jako jeden dj'ski set. To krwista dawka konkretnych bitów okraszonych znakomitymi tekstami. "Ginger girl", "Mixtura", "Single Bite Lover" czy "How can I ever forget you" (angielska wersja "Jakby przez sen") spokojnie mogłyby podbić klubowe parkiety na całym świecie.
No i po takich produkcjach jak człowiek ma nie czekać na więcej... Niezwykłą sztuką jest tworzenie stylowej muzyki tanecznej z dobrymi tekstami. Reni jest mistrzynią w tej dziedzinie. Dlatego za taką Reni tęsknie i na taką czekam... Reni wróć!
Reni zawsze dbała także o swój wizerunek. Współpracowała z najlepszymi projektantami (muza Arcadiusa, Paprockiego i Brzozowskiego), stylistami i fotografami. Każda sesja zdjęciowa z jej udziałem to uczta dla oka.
Jedną z jej najlepszych sesji jest ta, która ukazała się w 2009 roku (przy okazji promocji "Iluzjonu") w magazynie "Exklusiv".
Sesja "odłączona" - niby prosta, ale przy tym niezwykle oryginalna i wymowna. Nawiązuje ona do zmiany stylistyki, zmęczenia elektroniką i powrotu do organicznego, prawdziwego grania jakie pojawia się na "Iluzjonie". Przy okazji promocji tej płyty Reni porzuciła klubowe parkiety na rzecz scen starych kin i teatrów. Czasami mniej znaczy więcej... I tak jest też z tymi zdjęciami.
Mam cichą nadzieję, że genialna płyta Tomka Makowieckiego (prywatnie męża Reni) zmobilizuje ją do wejścia do studia i nagrania płyty, na którą wiele osób czeka.
(Fot. Krzysztof Kozanowski, "Exklsuiv" 03.2009)