czwartek, 18 maja 2023

Tu jest recenzja płyty "Tu Była" Darii Ze Śląska

Jesień minęła, zima już też za nami, wiosna w końcu zaczęła się zuchwale panoszyć... A nowej recenzji jak nie było tak nie ma.

Bo czy ktoś jeszcze w ogóle je czyta?

Świat zapierdziela, telefony kradną nam czas a my z trudem próbujemy nadążać i przy okazji coś obejrzeć, poczytać, posłuchać jakiejś dobrej płyty.

Przez całe moje życie skupiam się na tym ostatnim więc wybaczam tym, którzy zamiast czytać recenzje płyt wolą po prostu tych płyt posłuchać. Szanuję i rozumiem.

Ale dziś zapragnąłem jednak napisać kilka słów o płycie, która "jeździ ze mną" od dwóch tygodni. Jeździ, bo ja głównie słucham muzyki w samochodzie - tylko wtedy mam czas i mogę się skupić na muzyce. Nie powodując przy tym żadnych wypadków ;-)

Daria ze Śląska "podróżuje ze mną" przez ostatnie 2 tygodnie. A że są to dość pochmurne i chłodne tygodnie to powiem Wam szczerze, że lepszej towarzyszki podróży nie mogłem sobie wymarzyć.

O Darii, usłyszałem po raz pierwszy w zeszłym roku - przy okazji premiery singla "Falstart albo faul". Zakodowałem w mojej podświadomości krótki przekaz: "Daria należy do stajni Jazzboy'a. Czyli jest pod skrzydłami znakomitej ekipy z Agatą Trafalską i Kortezem na czele. Wiadomo - będzie dobrze. Czekam na płytę". I faktycznie czekałem. Każdy kolejny utwór traktowałem raczej po macoszemu gdyż wiedziałem, że gdy będę miał wreszcie w rękach krążek, poświęcę mu odpowiednie pokłady uwagi i czasu. I tak było. Z tym że - przyznam się bez bicia - nastąpiło to z lekkim poślizgiem. W dzień premiery płyty nie było w lokalnych Empikach. Kupiłem następnego dnia. Ale w tzw. międzyczasie do mojego odtwarzacza wpadła Dorota Masłowska z płytą "Wolne" i płyta Darii musiała poczekać (w sumie o płycie Doroty też może coś "skrobnę").


Wracając do kwestii meteorologicznych, płyty Darii znacznie lepiej słucha się w deszczowe, pochmurne dni. Te utwory są bowiem podszyte (chwilami wręcz przeszyte) smutkiem, melancholią, nostalgią i tęsknotą. A to składowe czegoś najpiękniejszego, czego oczekuję od muzyki. Na płycie znajdują się naprawdę szczere, osobiste, chwilami wręcz intymne teksty, które znakomicie uzupełniają w większości spokojne rytmy. 

Weźmy np. taką mroczną, lekko "przydymioną" "Dziewczynę z tatuażem". Niby snuje się ona leniwie ale podskórnie wywołuje dziwny niepokój, który potęgowany jest przez tekst traktujący o wypalonej miłości. Celowo przy tym utworze użyłem słowa "przydymiona" gdyż słuchanie tego utworu przenosi mnie do jakiegoś podrzędnego, zadymionego baru (może gdzieś na Śląsku...), w którym swe złamane serca stali bywalcy topią w szklankach czegoś mocniejszego. Czuję się jakbym był jednym z tych bywalców...
Kolejnym utworem, który poniewiera emocjonalnie jest otwierający płytę "Chinatown". To hipnotyzująca i smutna opowieść o rozpadzie rodziny widziana z perspektywy dziecka/nastolatki. Tutaj tekst, minimalistyczna aranżacja i głos Darii wysuwają się na pierwszy plan i powodują, że emocje rozrywają od środka. Zwłaszcza tych, którzy noszą w sobie jakiś emocjonalny bagaż z dzieciństwa. A mało znam takich, którzy nie noszą...
Równie mocnym, emocjonalnym fragmentem płyty jest 5-minutowe "Wróć". Tutaj, mimo że rytm jest nieco żywszy, a aranżacja nieco bogatsza to człowiek dalej tkwi w tej historii jak zahipnotyzowany.  

O totalnym transie możemy mówić też w przypadku "Gorączki". Tutaj połączenie tekstu i nieco "brudnej", "garażowej" aranżacji kojarzy się z jakimś mrocznym serialem a la "Miasteczko Twin Peaks". Coś pięknego. Uwielbiam gdy muzyka zabiera nas w różne rejony naszej wyobraźni. 

Na płycie Darii znajdzie się też kilka żywszych, rytmicznych, aranżacyjnie bogatych utworów, do których nóżka sama "chodzi". Należą do nich "Trójka z chemii", "Projekcja" czy "Gambino". I pomimo że brzmią one "żwawiej" to teksty wciąż oscylują wokół rozstania, rozpamiętywania przeszłości czy szeroko pojętego rozczarowania.  
Warto w tym miejscu wspomnieć o dwóch singlowych utworach. Zwiastujący cały projekt, "Falstart albo faul" słusznie został wyznaczony do tego zadania. Jest on chyba najbardziej przebojowy na całej płycie, a przy tym idealnie prezentuje "esencję" twórczości Darii zarówno pod względem tekstowym i wokalnym. Przy okazji znajdziemy w nim jakże modne ostatnio "ejtisowe" klimaty. 

Spodobał mi także lekki i przebojowy "Kill Bill". Mimo tego, że  - znowu - tekst nie mówi o niczym lekkim i miłym to jednak cały utwór fajnie buja i wpuszcza nieco słońca i powietrza do całego albumu. A poza tym obie części kinowego "Kill Billa" to dla mnie klasyka. Wyśpiewane "syf, masakra" od razu kierują moją wyobraźnie do kultowej sceny "Wielkiej Jatki w Domu Błękitnych Liści" :-)

Wracając do Darii... Według mnie  jej płyta została bardzo dobrze skomponowana pod względem palety emocji i dźwięków. Bo obok mocnych, ciężkich i  mrocznych fragmentów jest też kilka takich, które niosą promyk nadziei i ulgi, że jednak jest szansa na słońce i lepszy czas. Duża w tym zasługa tekstów samej Darii oraz Agaty TrafalskiejWedług mnie słuchanie tych utworów jest jak czytanie pamiętnika/dziennika dziewczynki, nastolatki, a później dorosłej kobiety, która boryka się z traumami z dzieciństwa, rozczarowaniami, złamanym sercem i innymi emocjami, które towarzyszą chyba każdemu pokoleniu. I to nie tylko dotyczy kobiet. Ja - prawie 40-letni - facet też znalazłem tam kilka wspólnych mianowników, blizn i niezagojonych ran. Może dlatego słuchanie płyty Darii budzi we mnie takie emocje. Cytując jeden z utworów Ani Dąbrowskiej (też z Jazzboy'a):"Smutek mam we krwi". I choć w międzyczasie  obejrzałem kilka wywiadów z Darią i jawi się ona w nich jako bardzo wesoła i pozytywna dziewczyna to wydaje mi się, że we "krwi" Darii także dominuje smutek. I to bardzo dobra grupa krwi :-) 

I może nie za wiele znajdziecie w tej recenzji informacji o aranżacjach, użytych instrumentach to jednak ładunek emocjonalny, prawda i historie jakie niesie ta płyta to dla mnie jej nadrzędne wartości. Muzyka tutaj jest tak organiczną częścią tych dziesięciu utworów, że zdecydowanie można tutaj mówić jako o dziele totalnym, kompletnym.  O dekalogu Darii... Jakkolwiek by to nie brzmiało :-) 

Cudowna to była podróż z Darią, zdecydowanie Wam taką podróż - w świat Darii ze Śląska -  polecam. Za samą Darię trzymam kciuki i mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się przy okazji koncertu.

PS. Zastanawiam się jak ta płyta zabrzmi w jesienne dni, wieczory, noce... Aż mam ciarki na samą myśl...

Zdjęcia: Adam Słomiński / Jazzboy