środa, 2 listopada 2022

(nie)Znajomy Dawid. Recenzja płyty "Lata Dwudzieste".

Nie mam najmniejszych wątpliwości że Dawid Podsiadło to przykład najlepiej prowadzonej kariery na rodzimym rynku muzycznym w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Konsekwencja i skuteczność to tutaj klucze do ogromnego sukcesu jaki osiągnął w naszym kraju. Od samego początku lansuje przeboje, które nie dość, że są "radiowe" to jeszcze niosą za sobą walory artystyczne w postaci dobrej muzyki i wartościowego tekstu. Dawid nagrywa dobre płyty, z których każda uzyskała status diamentowej, współpracuje ze znakomitymi Artystami, bierze udział w największych festiwalach, reklamy z jego udziałem nie irytują aż tak bardzo, no i przede wszystkim wyprzedaje stadiony. Tak, to w ostatnim czasie jego największe osiągnięcie. To się wcześniej nie śniło Artystom z krajowego "podwórka", a Dawid tego dokonał i cały czas pobija kolejne rekordy (patrz bilety na koncert na PGE Narodowy na 2023r). Nie wiem ile w tym uwielbienia fanów a ile snobizmu (bo wszyscy będą to ja też muszę) ale liczby nie kłamią. Dawid Podsiadło jest obecnie numerem jeden na polskim rynku muzycznym i raczej jeszcze długo nim pozostanie.

W moich oczach zyskuje dodatkowo prowadzeniem swojej kariery trochę na wzór Adele czy Ed'a Sheeran'a. Otóż pojawia się w mediach tylko wtedy gdy coś stworzy i chce to wypromować. Wtedy jest go dużo. Już nie wspomnę o tym, że współpracuje ze znakomitymi agencjami bo jego akcje promocyjne zawsze są genialne. A poza tym potrafi zniknąć na jakiś czas i na próżno szukać informacji o nim w mediach. Nie kupczy swoją prywatnością, nie uzewnętrznia się w social mediach. Jest muzykiem. Nagrywa płyty, teledyski i gra koncerty. Poza tym mało go widać. Nie wiemy jak wygląda jego partnerka, dom, pies czy kot. Nie wiemy gdzie i z kim jeździ na wakacje. Dawid wpuszcza nas do swojego świata tylko przez swoją twórczość.  I chwała mu za to. 

Za takim statusem przychodzi jednak większy ciężar wynikający ze sprostania oczekiwaniom słuchaczy, fanów. Bo każda trasa musi być lepsza od poprzedniej i to samo z albumami. Popularność i przebojowość poprzedniej płyty ("Małomiasteczkowy" , wyd. 2018r.) bardzo wysoko postawiła poprzeczkę tej kolejnej. A przyszło nam czekać na nią 4 lata. W tzw. międzyczasie pojawiła się reedycja "Małomiasteczkowego", koncertowe wydawnictwo "Leśna muzyka", duety m.in. z Darią Zawiałow i Sanah no i przede wszystkim genialny hymn Męskiego Grania 2021 "I Ciebie też, bardzo" (Gdyby mnie ktoś spytał o najważniejsze polskie utwory ostatnich kilku lat ten numer zdecydowanie znalazłby się w moim Top 3).

21.10.2022r ukazał się czwarty studyjny album Dawida zatytułowany "Lata dwudzieste". Przed wydaniem pojawił się u mnie mały zgrzyt bo zamówiłem płytę w oficjalnym pre-orderze,a  kilka dni później na Empik.com pojawiła się przedsprzedaż limitowanej edycji (z czterema dodatkowymi utworami). Ta oficjalna przedsprzedaż dotyczyła standardowego wydania, bez żadnych dodatków czy autografu. A że akurat jeśli chodzi o Dawida to zbieram wszystkie jego wydawnictwa to zmuszony byłem zamówić także tą edycję limitowaną - no bo jak by inaczej? Jakież było moje szczęście gdy na kilka dni przed premierą okazało się, że płyta zamówiona w oficjalnej przedsprzedaży będzie podpisana przez Dawida. To zdecydowanie zatarło moje wrażenie, że wytwórnia mnie trochę wydy*ała. 


Wracając do nowej płyty. Zacznę od oprawy graficznej. Genialne panoramiczne zdjęcie autorstwa Daniela Jaroszka pozwala nam na zabawę w stylu "Gdzie jest Wally?". W szalonym świecie Dawida możemy znaleźć kilka odsłon głównego bohatera a także możemy odnaleźć tam wiele symboli i ukrytych znaczeń. Jeśli chodzi o samo wydanie fizyczne tradycyjnie przyczepię się jedynie do braku książeczki z tekstami. Bo ja lubię jak są teksty ... I tyle ;-)

 
fot. Daniel Jaroszek

A muzycznie? Muzycznie Dawid bardzo nie zaskakuje. Materiał zawarty na "Latach dwudziestych" jest poniekąd kontynuacją tego, co znaleźliśmy na "Małomiasteczkowym". Czyli mamy w większości popowe, dynamiczne utwory okraszone błyskotliwymi tekstami nawiązującymi do otaczającej nas rzeczywistości oraz przemyśleń Dawida na temat upływu czasu, uczuć i ... religii. A o tym ostatnim temacie usłyszymy w utworze "Post", który ukazał się latem. Mocno mnie zaintrygował ten singiel. Tutaj Dawid punktuje w nim polską mentalność i katolicką hipokryzję. Zabieg melorecytacji/rapu we zwrotkach przynosi ciekawy efekt z wyśpiewanym refrenem no i z genialnym tekstem. 

Drugi singiel zwiastujący album - "To co masz Ty!" już nie jest może tak interesujący, ale to wciąż kawał dobrego, popowego grania. Problem mam z "WiRUSem", który faktycznie mocno kojarzy się z hitem rodem z boysbandu (w wielu recenzjach wspominani są Backstreet Boys). Nie można mu odmówić przebojowości ale dla mnie jest jakiś taki miałki, tekstowo i muzycznie. "Halo" mimo że przyjemnie buja też jakoś nie porywa. Fajnie brzmi "Blant" (zwłaszcza refren), pulsujący "D I A B L E" broni się wokalem w zwrotkach, a zamykające płytę "Szarość i róż" to konkretna dawka zabawnego tekstu z muzyczną "orkiestrową" końcówką. Najmniej chyba trafiają do mnie wtórne "Nie lubię Cię", średnie "TAZOSy" oraz duet z Sanah ("O czym śnisz?"). Lekki klimat tego utworu i słodki głosik wokalistki to niekoniecznie to, co do mnie trafia. Temat ciężaru sławy też już był poruszany ("Trofea"). Problemem może też być fakt, że mnie wciąż nie przekonuje twórczość Sanah. Drugi duet na płycie można by było nazwać duetem marzeń. Oto bowiem spotyka się dwójka moich idoli: Król Dawid i Boska Nosowska (Na Prezydenta). Ballada "awejniak" jest magiczna i urocza... I tyle. A że można by było inaczej i lepiej wykorzystać potencjał tego duetu... Pewnie by można ale oni po prostu pięknie brzmią razem. I ten numer jest tak pięknie "odklejony" od całej płyty. Wychodzi na to, że jednak wolę Dawida w nieco bardziej lirycznej odsłonie. Bardzo trafia do mnie niepokojące "Millenium" z pięknym tekstem o miłości, oraz "mori" traktujące o oswajaniu śmierci. Te dwa numery kojarzą mi się z dwoma pierwszymi płytami Dawida gdzie serwował nam swoją twórczość w bardziej mrocznej i intymnej odsłonie. 
Cieszę się, że na edycji limitowanej znalazły się dwa covery:  "Bóg" (T. Love)  i - znane wcześniej z koncertowej wersji "Męskiego grania" - "Nic nie może wiecznie trwać" z repertuaru Anny Jantar. Dawid brzmi w nich znakomicie i nie ukrywam, że po pierwszym przesłuchaniu płyty najczęściej wracałem to tych dwóch utworów. To potwierdza teorię, że najbardziej lubimy te utwory, które już słyszeliśmy :-)
W podsumowaniu "Lat dwudziestych" muszę powrócić do tematu wysoko postawionej poprzeczki. Faktycznie Dawid jest trochę ofiarą swojego własnego sukcesu. Znakomita poprzednia płyta, hity, wyprzedane trasy ... To wszystko wzbudza podziw, ale i wysokie oczekiwania. Bo może być już tylko lepiej, mocniej, więcej... Nowa płyta Dawida nie daje tych wrażeń, ale to nie jest zarzut. To wciąż znakomicie zagrany, zaśpiewany i wyprodukowany popowy album, na którym znalazło się kilka kolejnych przebojów, które sprawdzą się na koncertach. Dawid wciąż szczerze (chwilami zabawnie) śpiewa o swoich emocjach i rozterkach (prawie) 30-latka. Niektóre numery wydają się być idealnie "skrojone" czy "wyprodukowane" na hity. Momentami miałem takie wrażenie że są one aż za bardzo "pod publikę". Ale na szczęście jest też kilka fragmentów, które łapią za serce i wywołują ciarki. I chyba za to najbardziej cenię Dawida. Za te nieco głębsze i mroczniejsze rejony, które odwiedzam w jego twórczości. I poproszę więcej... Diable ;-)