środa, 19 sierpnia 2015

Nosowska serwuje SUSHI (fot. Jacek Poremba)

Mam discmana! Wiem, że w dzisiejszym świecie cyfrowej dominacji nie jest to powód do dumy. Taki discman wydaje się być reliktem przeszłości. Stwierdziłem jednak, że taki sprzęt jest mi niezbędny. Co chwilę kupuję jakąś płytę,  a potem nawet nie mam czasu jej przesłuchać.

Tak naprawdę czas na słuchanie płyt mam głównie w samochodzie. Ale znowu nie jeżdżę aż tyle by z każdą nową płytą odpowiednio się "zaprzyjaźnić". W domu też mam niewiele czasu. Uknułem więc, że taki discman - szczyt szpanu z czasów mojego dzieciństwa - może być dla mnie prawdziwym zbawieniem. Można z nim iść na spacer, na rower,  do drobnych prac ogrodowych itp. Wyłudziłem więc od mojej szwagierki takowy sprzęt i teraz zaczynam eksplorację archiwum płyt nieprzesłuchanych / nieosłuchanych.

I tak wczorajszą - deszczową - noc spędziłem w towarzystwie Kasi Nosowskiej, która zaserwowała mi "Sushi". 

Płytą tą kupiłem chyba z 6 lat temu przy okazji jakiejś promocji. Wysłuchałem w całości jedynie singlowego "Keskese". "Przeskakiwanie" po kolejnych utworach zakończyło się zapakowaniem płyty do pudełka i odłożeniem jej na półkę...Tak, tak nawet Nosowskiej się to może przytrafić. 

"Sushi" to trzeci solowy album Artystki wydany w 2000 roku. Płytę Kaśka tworzyła wraz z Andrzejem Smolikiem, który wówczas dopiero rozpoczynał karierę producenta (współpracował z Kaśką przy jej poprzedniej płycie "Milena").

I przyznam szczerze, że mnie początkowo odrzucił efekt tej współpracy. Bo na "Sushi" Kasia i Smolik serwują nam mocne elektroniczne rytmy. Znajdziemy tam trochę transu, a ja nawet zaryzykowałbym stwierdzenie "czyste techno" - tylko w dobrym tego słowa znaczeniu. Bo nie na samym mocnym bicie opierają się te produkcje. Jest tu dużo fajnych "smaczków" i bardzo intrygujących dźwięków ("P.Jer", "Nix",  "WeejteWelVogel").

Dziś wiem, że Kasia - jak zwykle - wyprzedziła epokę. Po 15 latach od premiery album brzmi zaskakująco świeżo i nowocześnie. 


W kwestii słowa na "Sushi" Nosowska postawiła na minimalizm. Jest tylko kilka utworów skrojonych klasycznie: zwrotka, refren, zwrotka. W większości produkcji to jednak muzyka wysuwa się na pierwszy plan, tekst stanowi niewielką ich część. Co oczywiście nie oznacza, że Kasia nie obroniła się jako tekściarka - tekst cudownie melorecytowanego "Przebijśnieg" jest przecież genialny. Podobnie jest z utworem "Grooby" - tu ponownie Kasia postawiła na melorecytację. Nie sposób pominąć singlowego "Keskese" - tutaj zarówno muzyka jak i tekst współgrają idealnie z zadziornie zachrypniętym wokalem Kasi.
Warto też zwrócić uwagę na teledysk to tego kawałka. Tutaj Artystka po raz kolejny daje popis swoich możliwości aktorskich (wcześniej zabłysła m.in. w teledysku "4 pory"). 
Do moich ulubionych fragmentów z tej płyty (oprócz wspomnianych "Keskese", "Przebijśnieg" i "Grooby") zaliczę anglojęzyczny "Electrified" i chyba najbardziej popowy i klimatyczny "Tfu" z przepięknym tekstem. I dopiero dzisiaj odkryłem, że do tego utworu powstał clip - swoją drogą przezabawny. To nieliczna chwila gdy można zobaczyć Kasię Nosowską (prawie) tańczącą. 
Bardzo smaczne jest więc "Sushi" wg. przepisu Nosowskiej. W moim przypadku nie powiedziałbym, że jest ono lekkostrawne - bo nie od razu przypadło mi do gustu. 
I gdyby nie ten discman...

A na koniec oczywiście sesja promująca "Sushi". Prosta, minimalistyczna, bez przesadnych stylizacji, z prostą fryzurą Kasi :-) Autorem zdjęć jest genialny Jacek Poremba.