środa, 7 października 2015

"Migracje" Meli

Śledzicie czasami oficjalną listę sprzedaży płyt w Polsce? Nie jest to może jakaś wyjątkowo zajmująca lektura, ale nie ukrywam że czasami zaglądam na stronę http://olis.onyx.pl/listy/index.asp?lang= . Ostatnio znowu zajrzałem - tak z czystej ciekawości. I jakież było moje zdziwienie gdy na drugim miejscu najnowszego notowania ujrzałem album "Migracje" Meli Koteluk.

Album, który ukazał się prawie rok temu (17-go listopada 2014), na liście utrzymuje się od 40 (!) tygodni i już dawno wypadł z pierwszej 40-tki. A tu nagle miejsce drugie... No ale jak to zwykle w takich przypadku bywa, wielki powrót na podium Mela zawdzięcza ...promocji w Empiku! 

Był to dla mnie dziwny zbieg okoliczności gdyż dopiero co doczekałem się własnego egzemplarza "Migracji" (w edycji specjalnej , się pochwalę). Wszystko za sprawą moich urodzin :-)

I może to wstyd, że jako wielbiciel polskiej muzyki dopiero teraz sięgnąłem po jedną z najważniejszych płyt ubiegłego roku. Ale ja już tak mam z Melą... "Spadochron" też dostałem na urodziny - w zeszłym roku, czyli prawie 1,5 roku po premierze.

I podobnie jak "Spadochron", druga płyta Meli też nie urzekła mnie od razu. Powiem więcej, po trzecim przesłuchaniu rzuciłem ją w kąt. Ale to kwestia tego, że na urodziny dostałem też płyty Damien'a Rice'a, Florence and the Machine i Beyonce, więc było czego słuchać.

W końcu dałem "Migracjom" drugą szansę. Zabrałem je ze sobą do samochodu i tak "przejeździły" ze mną kilka dni. I odkryłem magię zawartą w tych utworach.

I nawet odkryłem powód, dla którego nie kupiłem wcześniej tej płyty. To utwór "Żurawie origami", który wybrano na drugi singiel promujący płytę. I to on zniechęcił mnie do kupna... Może śmieszne to i banalne ale omijam ten utwór słuchając płyty.

Po przecudnych "Fastrygach" ten utwór zwyczajnie mnie rozczarował. Cóż, zdarza się...

  

Nową płytę Mela z zespołem wzbogacili o wiele nowych "smaczków". Urzekła mnie mocna linia perkusji w "Tragikomedii", nieco psychodeliczny klimat "Przeprowadzek" i "Jak w obyczajowym filmie", żywiołowość "Pobitych garów" i gitarowa energia tytułowych "Migracji". Z tych spokojniejszych utworów urzekły mnie "Na wróble" i przeurocze "Tango katana". 

Mela to Artystka wszechstronna. Nie dość, że jest współautorem muzyki niemalże wszystkich kompozycji to jeszcze każdy tekst zawarty na płycie wyszedł spod jej pióra. A teksty to niezwykle mocna strona "Migracji". Zaskakujące, nieoczywiste, przebogate i pełne ukrytych znaczeń, które dają obraz niezwykłej wrażliwości Artystki i zapraszają słuchacza do jej niezwykłego świata... W kwestii tekstów spokojnie można Melę postawić obok Katarzyny Nosowskiej, do której nie powinienem oczywiście przyrównywać Meli , ale gdzieś jej twórczość zawsze z Nosowską będzie się mi kojarzyć. I to jest jej niebywały atut.

Dodam tylko, że edycja specjalna wzbogaca muzyczną ucztę o wydane wcześniej na cyfrowej EPce utwory "To trop" i "Wielkie nieba" oraz akustyczne wersje nieszczęsnych "Żurawi origami" i "Migracji".

Po raz kolejny Mela udowodniła, że sukces debiutanckiej płyty nie był przypadkowy a potencjał jaki skrywa w sobie ta (no muszę to powiedzieć śliczna) drobna blondynka zdecydowanie jest podłożem do wydania jeszcze kilku równie dobrych płyt. I aż mi się marzy teraz wybrać na koncert Meli i na własnej skórze poczuć energię samej wokalistki jak i jej świetnego zespołu.

Kończąc zatem mój krótki wywód na temat "Migracji" mogę śmiało użyć nieśmiertelnego "Lepiej późno, niż wcale" bo choć prawie rok po premierze odkryłem magię i moc "Migracji"... I funkcjonuję sobie podśpiewując czasami cichutko "Migruję, migruję..."..

Oczywiście jako wielki fan urody Meli nie byłbym sobą gdybym nie zwieńczył tego wpisu zdjęciami wokalistki. Autorką obu sesji jej Honorata Karapuda - nadworna fotografka Meli :-) I jestem fanem też tego duetu.


  • Sesja promująca singiel "Fastrygi"



  • Sesja promująca "Migracje"


  


 "Migruję, migruję..."