niedziela, 29 listopada 2015

W "ZOO" z Katarzyną Groniec

 ... Oj ileż to ja się zbierałem, żeby napisać o tej płycie... Właściwie nie tylko o płycie...
Nieuchronnie dobijamy do końca roku. I znowu zaczną się wszelkie rankingi, podsumowania, bilanse itp. Ja raczej sobie oszczędzę szczegółowych list i zestawień. Nie mam takiej potrzeby. Bo jeśli chodzi o naszą krajową scenę muzyczną ja już wybrałem płytę roku.

Z dniem swojej premiery - 18.09.2015r - płyta Katarzyny Groniec "ZOO z piosenkami Agnieszki Osieckiej" została moją "płytą roku". I to nie tylko dlatego, że mam słabość do Pani Katarzyny. I też nie dlatego, że teksty Osieckiej są wybitne. Nawet chyba nie dlatego, że długo czekałem na tą płytę...

To po prostu wybitna płyta. Zachwycający wynik połączenia kunsztu wokalnego i interpretacyjnego Mistrzyni Groniec oraz ponadczasowych tekstów Osieckiej - kultowej wojowniczki, której najsilniejszą oręż stanowi słowo. Do tego dochodzą fenomenalne aranżacje, których autorem jest Łukasz Damrych - pianista na stałe występujący z Katarzyną Groniec.



Ale "ZOO..." to nie tylko płyta, nie tylko piosenki. To cały spektakl, który powstał w 2014 na potrzeby Koncertu Galowego 17 Konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej". Okoliczności powstania tego koncertu jak i całej płyty Artystka opisuje w książeczce dołączonej do płyty. W pewnym momencie "ZOO..." zaczęło żyć własnym życiem i Kasia wraz z zespołem ruszyli w Polskę. I miałem to szczęście być na dwóch (z kilkudziesięciu!) koncertów. I tutaj naprawdę mogę mówić o szczęściu. Jest bowiem czystą przyjemnością oglądać Artystkę, która jest w szczytowej formie i która tak doskonale współbrzmi ze swoim zespołem. Do tego niezwykle "włada" swoją publicznością. Z jednej strony Kasia na scenie jest energetyczna, zabawna, roztańczona i kojąca, a jak trzeba potrafi chwycić za gardło, wzbudzić niepokój, zakląć,  rozdrażnić a nawet wprowadzić w swoisty psychodeliczny trans. Mamy bowiem do czynienia z wyjątkową osobowością sceniczną , która najpierw tańczy, skacze, krzyczy, trzęsie tyłeczkiem, "produkuje" bańki mydlane by potem przez cały utwór np. stać w bezruchu na jednej nodze lub dramatycznie krzyczeć ("Nie zabijaj mnie powoli", "Danse macabre").

Idealnym dopełnieniem koncertu jest oświetlenie (za nie odpowiedzialna jest manager Artystki - jakże umiłowana przeze mnie Magdalena Falkowska) oraz oszczędne, ale bardzo wymowne wizualizacje (dzieło Niki Zusin). To wszystko składa się na spektakl, który ja odczuwałem niemalże każdą komórką swojego ciała. I żałuję tylko, że na drugim z koncertów, w których uczestniczyłem, okoliczności uniemożliwiały mi jakikolwiek ruch - wewnątrz aż się we mnie gotowało. Miałem za to niebywałą perspektywę innego spojrzenia na samą Artystkę. Przez cały koncert tylko kilka razy udało mi się dojrzeć twarz Pani Katarzyny. Za to do woli mogłem oglądać jej Cień tańczący na suficie (!). A że gestykulacja u Pani Kasi bogata to i było co oglądać -lepsze to niż wpatrywanie się w misternie upięty kok Pani z naprzeciwka :-)

Do dziś mam w sobie pewne emocje, które przechowuję niczym wspomnienia z dzieciństwa. Takie to jest to "ZOO..." moi Państwo. Pełne sprzeczności, kontrastów, emocji ... Jak życie.

Z pierwszym odsłuchem płyty oczywiście porwała mnie "Piosenka o życiu ptasim" będąca "zlepkiem" takich hitów jak m.in. "Małgośka" i "Sing sing" podana w zupełnie zaskakującej tanecznej wersji. Rozbraja mnie "Chodzi o to żeby nie być idiotą" i singlowy "Króliczek".



Znamienne jest to, że Katarzyna Groniec nigdy nie idzie na łatwiznę. I po tylu wersjach "Osieckiej na wiele sposobów" które serwowało nam wielu znakomitych artystów postanowiła zaproponować coś nowego. Udała się więc w "podróż" w bezkresne meandry twórczości Poetki i znalazła takie perełki jak "Deus Ex Machina", "Nie zabijaj mnie powoli" , "Parademarsz" czy "Rodzi się ptak" (sposób w jaki rozwija się ten utwór po prostu miażdży). Ale pamiętała także o takich szlagierach jak "Uciekaj moje serce" znanym do tej pory z wykonania Seweryna Krajewskiego czy "Wielka woda" z repertuaru Marylo Rodowicz. Ale oczywiście jest to zupełnie inna wersja, bo po co mizdrzyć się do publiki i serwować im to, co już znają. Kasia ma świadomość tego co chce przekazać i  tylko Ona może sobie pozwolić na rozbrajający tekst o "słowiańskiej duszy, która kwili , że nie będzie więcej piosenek Maryli…” . I za to kocham Kasię!



A dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji udać się na koncert (Kasia z zespołem wciąż w trasie - aktualne terminy na oficjalnym profilu na Facebooku) polecam płytę DVD z zapisem wyjątkowego koncertu dla publiczności składającej się głównie z fanów i przyjaciół drużyny Katarzyny. I żal mi du*ę ściska gdy patrzę na ten koncert bo miałem tam być... Nie omieszkałem podzielić się moimi rozterkami z samą Kasią i do dziś zastanawiam się czy to dobrze wypadło :-)
Publiczność podczas koncertu a to sobie ochoczo podryguje w rytm przyśpiewki "Oj da oj da da" (z naciskiem, żeby nie było "oj dana dana"), a to wykłada się wygodnie na podłodze, a to przebiera się za króliczki i inne stworzonka. Piękny to obrazek. 

Jak się nadarzy okazja pójdę i trzeci raz do tego "ZOO..." , i czwarty, i piąty... Znacznie bardziej wolę takie zoo, niż cyrk który mam wokół siebie :-)

Opłakując fakt, że znowu nie udało mi się napisać dobrej recenzji (emocje wzięły górę i nie zdążyłem dobrze nazwać rzeczy) przedstawiam Wam zdjęcia z sesji promującej "ZOO..." Kasi, Katarzyny, Pani Kasi , Pani Katarzyny, Artystki ...Zauważyliście na ile sposobów nazywam ... Kasię :-)


 

   


Fot. Alex Lua Kaczkowski Photography